Szlakiem latarń morskich - podsumowanie
W życiu trzeba mieć jakieś cele. Bez tego trudno określić, co stanowi punkty nawigacyjne, na które z takich punktów warto patrzeć, no i kiedy można ogłosić sukces;) My, jadąc na wakacje, stawiamy sobie za cel nadrzędny, by się nie wynudzić za bardzo. Najłatwiej w takim przypadku wybrać sobie jakiś leitmotive wyjazdu, który co jakiś czas powraca i daje kopa do wstania rano i zebrania się z namiotu. I o tym właśnie będzie ten (mój pierwszy) wpis (przygotowany ostatniego dnia wyjazdu, a opublikowany dopiero teraz...).
Gdy Kasia wspomniała o pomyśle na wakacji nad polskim morzem, trochę się zdziwiłem, bo wiem, co się dzieje w nadmorskich miejscowościach w czasie wakacji i wiem też, że nie jest to coś, co moja żona lubi - morze ludzi, morze parawanów, morze automatów do gier itd. Takie morza zdecydowanie nie znajdują się w naszym wymarzonym klimacie. Jednak gdy Kasia przedstawiła szczegóły (namiot, wycieczki rowerowe, mniej uczęszczane plaże), brzmiało to znacznie lepiej. Dopiero po określeniu leitmotive'u ("pojedziemy szlakiem latarni morskich i będziemy używać paszportu Bliza"), zabrzmiało całkiem przekonująco, ale i intrygująco.
Pojawiły mi się w głowie różne pytania, m.in.: ile jest tych latarni? czy chłopcy dadzą radę na nie się wdrapać? i co to jest ten paszport?
Odpowiedź na pierwsze pytanie jest mi dobrze znana i często w używana w wypowiedziach socjologów: "to zależy". Wszystkich działających latarń (taka forma dopełniacza liczby mnogiej od "latarnia" jest poprawna, choć mało naturalna, bo pozostałe przypadki w deklinacji liczby mnogiej tego rzeczownika brzmią, jak gdyby poprawną formą było jedynie "latarni") w Polsce jest 18. W tym miejscu warto wspomnieć, że są jeszcze dwie polskie latarnie poza granicami kraju (Arctowski i Hornsund - to latarnie morskie utrzymywane przez polskie polarne stacje badawcze odpowiednio w Arktyce i Antarktyce). Tam może też kiedyś zajrzymy;), ale skupmy się na terenie naszego kraju. Spośród owych 18 latarń, 15 działa (pozostałe są wygaszone). A spośród tych działających 13 jest udostępnionych do zwiedzania. Nieudostępnione to latarnia Kikut na wyspie Wolin ("przerobiona" z wieży widokowej) oraz latarnia w Jastarni - powodem nieudostępnienia ich do zwiedzania jest chyba jedynie to, że są one w pełni zautomatyzowane i nie ma na miejscu nikogo, kto musiałby je obsługiwać. Zatem naszym celem było 13 latarń. Od razu założyliśmy, że nie uda się go osiągnąć w trakcie jednego urlopu, ale przez dwa tygodnie powinno się nam udać odwiedzić ponad połowę.
W realizacji celu rzeczywiście pomocny okazał się paszport Bliza. Najpierw o samej blizie. W wielu miejscach spotyka się zdanie, że "bliza" to po prostu po kaszubsku "latarnia morska". Jednak latarnie morskie w czasach, gdy to określenie się ukuło, wyglądały nieco inaczej. Dlatego właśnie "pani Wikipedia" mówi, że: "Bliza (latarnia dźwigniowa) – odmiana prostej latarni morskiej. Latarnia taka była drewnianą konstrukcją przypominającą żuraw z podwieszonym żelaznym koszem, wypełnionym płonącym węglem lub smołą".
Paszport Bliza jest książeczką wydawaną w ramach współpracy trzech podmiotów (Towarzystwo Przyjaciół Narodowego Muzeum Morskiego, Stowarzyszenie Miłośników Latarń Morskich w Szczecinie oraz Latarnia Morska Gdańsk Nowy Port) i ma służyć głównie celom edukacyjnym (a konkretniej zmotywowaniu zainteresowanych do odwiedzania latarń na całym wybrzeżu). Ma on miejsca na pieczątki zdobywane w każdej z odwiedzanych latarń, ale pieczątek nie zdobywa się ot tak - po nic. Dzięki nim można zdobyć odznaki! Gdy odwiedzi się 5 latarń, otrzymuje się Brązową Odznakę miłośnika latarń morskich BLIZA. Gdy ma się już odznakę brązową i odwiedzi się wszystkie pozostałe polskie latarnie otrzymuje się odznakę srebrną (wraz z uprawnieniem do bezpłatnego wejścia na wszystkie latarnie w kraju), a gdy doda się do tego jeszcze potwierdzone odwiedzenie trzech latarń zagranicą - odznakę złotą! To oczywiście nasz cel na przyszłość!
Czy takich odznak przyznano już dużo? Przyznaje się je od 2006 roku - od tego czasu (do 1 stycznia 2018 r.) złotą odznakę otrzymało 347 osób, srebrną 2237, a brązową 4641. Żeby poczuć się bardziej wyjątkowo, można też na stronie organizatorów podejrzeć, ile osób otrzymało poszczególnie odznaki w 2017 roku - wydano: 69 odznak złotych, 347 srebrnych, 624 brązowych.
Odpowiedź na pytanie "czy chłopcy dadzą radę" pojawiła się od razu w trakcie odwiedzin pierwszej latarni w Świnoujściu. Jest to największa latarnia morska w Polsce, ma ponad 300 schodów, a chłopcy wdrapali się na nią z jednym tylko krótkim odpoczynkiem w okolicach dwusetnego schodka. Na szczycie z pełnymi uśmiechami przyglądali się widokom, gdy inni zwiedzający z wypiekami na twarzy, sapaniem i innymi oznakami zawału serca zastanawiali się głośno, w jaki sposób takie małe szkraby weszły tu bez problemu.
W trakcie wyjazdu odwiedziliśmy 8 latarń - wszystkie udostępnione do zwiedzania od zachodu (Świnoujście) aż do Czołpina (w Słowińskim Parku Narodowym). W każdej z nich schodząc staraliśmy się z Frankiem liczyć schody. Franek szczyci się tym, że umie liczyć do 360 (bo tyle stron miała książka, którą kiedyś razem kartkowaliśmy, strona po stronie, by "nauczyć się liczyć do jakiejś dużej liczby"), więc na wszystkich latarniach nie było problemu z policzeniem schodów. Choć... nasze obliczenia czasem nie zgadzały się z liczbą podawaną przez latarnika na dole, gdy pytaliśmy, czy dobrze policzyliśmy. Fakt - czasem myliły nam się nogi, czasem było dosyć wąsko, czasem ktoś idący z naprzeciwka nas rozpraszał. Przyjmujemy więc wersje oficjalne i razem przeszliśmy 1208 schodów, co w podziale na konkretne latarnie przedstawia się następująco:
- Świnoujście: 308 schodów (tu pomocne w liczeniu były znaczniki - co 20 schodów była namalowana liczba), 65 m. wysokości
- Niechorze: 210 schodów (45 m.)
- Gąski: 220 schodów (49,8 m.)
- Kołobrzeg: 109 schodów (26 m.)
- Darłówko: 76 schodów (22 m.)
- Jarosławiec: 122 schody (33 m.)
- Ustka: 68 schodów (19,5 m.)
- Czołpino: 85 schodów (25 m.)
W przypadku Czołpina Franek stwierdził, że nie można uznać, że to dobra liczba. Właściwie miał rację, bo dochodząc na wzgórze, na którym stoi latarnia trzeba wejść po bardzo wielu schodach. Policzyliśmy je również i wyszło 244 dodatkowe schody.
Oto formalnie potwierdzenie, że byliśmy na każdej z nich (potwierdzenia zawierające widoki "z dołu" i "z góry" pojawiały się w kolejnych wpisach):
W naszym paszporcie są jeszcze puste miejsca, które na pewno w przyszłości wypełnimy. Jest to tym bardziej pewne, że Ignacy wczoraj sprawił Kasi niemałą radość (i pewnie też wzruszenie), gdy sam z siebie wracając z plaży powiedział: "Mamo, to był bardzo dobry pomysł, żeby odwiedzać te wszystkie latarnie morskie!".
O latarniach możnaby napisać bardzo dużo. Każda z nich ma swoją specyfikę, historię i "parametry". Zainteresowanych odsyłam na latarnie.pl i na strony poszczególnych latarni. Może warto tylko dodać, że na każdą z nich wstęp jest płatny - bilet normalny zwykle kosztuje 8 zł, a ulgowy 5-6 zł (przy czym Franek czasem się łapał na bezpłatne wejście, a czasem nie). Wyjątkiem była latarnia w Czołpinie, gdzie bilet normalny kosztował 4 zł, a chłopcy weszli za darmo. Kasy znajdują się na dole, znów z dokładnością do Czołpina, w którym kasa niestandardowo znajduje się na górze. W ogóle latarnię w Czołpinie zgodnie uznaliśmy z Kasią za najlepszą - o powodach takiej oceny można przeczytać we wpisie z przedostatniego dnia wyprawy.
Podsumowując ten przydługi wpis: cel był, punkty nawigacyjne były, a więc urlop musiał być udany. I taki był.
Gdy Kasia wspomniała o pomyśle na wakacji nad polskim morzem, trochę się zdziwiłem, bo wiem, co się dzieje w nadmorskich miejscowościach w czasie wakacji i wiem też, że nie jest to coś, co moja żona lubi - morze ludzi, morze parawanów, morze automatów do gier itd. Takie morza zdecydowanie nie znajdują się w naszym wymarzonym klimacie. Jednak gdy Kasia przedstawiła szczegóły (namiot, wycieczki rowerowe, mniej uczęszczane plaże), brzmiało to znacznie lepiej. Dopiero po określeniu leitmotive'u ("pojedziemy szlakiem latarni morskich i będziemy używać paszportu Bliza"), zabrzmiało całkiem przekonująco, ale i intrygująco.
Pojawiły mi się w głowie różne pytania, m.in.: ile jest tych latarni? czy chłopcy dadzą radę na nie się wdrapać? i co to jest ten paszport?
Odpowiedź na pierwsze pytanie jest mi dobrze znana i często w używana w wypowiedziach socjologów: "to zależy". Wszystkich działających latarń (taka forma dopełniacza liczby mnogiej od "latarnia" jest poprawna, choć mało naturalna, bo pozostałe przypadki w deklinacji liczby mnogiej tego rzeczownika brzmią, jak gdyby poprawną formą było jedynie "latarni") w Polsce jest 18. W tym miejscu warto wspomnieć, że są jeszcze dwie polskie latarnie poza granicami kraju (Arctowski i Hornsund - to latarnie morskie utrzymywane przez polskie polarne stacje badawcze odpowiednio w Arktyce i Antarktyce). Tam może też kiedyś zajrzymy;), ale skupmy się na terenie naszego kraju. Spośród owych 18 latarń, 15 działa (pozostałe są wygaszone). A spośród tych działających 13 jest udostępnionych do zwiedzania. Nieudostępnione to latarnia Kikut na wyspie Wolin ("przerobiona" z wieży widokowej) oraz latarnia w Jastarni - powodem nieudostępnienia ich do zwiedzania jest chyba jedynie to, że są one w pełni zautomatyzowane i nie ma na miejscu nikogo, kto musiałby je obsługiwać. Zatem naszym celem było 13 latarń. Od razu założyliśmy, że nie uda się go osiągnąć w trakcie jednego urlopu, ale przez dwa tygodnie powinno się nam udać odwiedzić ponad połowę.
W realizacji celu rzeczywiście pomocny okazał się paszport Bliza. Najpierw o samej blizie. W wielu miejscach spotyka się zdanie, że "bliza" to po prostu po kaszubsku "latarnia morska". Jednak latarnie morskie w czasach, gdy to określenie się ukuło, wyglądały nieco inaczej. Dlatego właśnie "pani Wikipedia" mówi, że: "Bliza (latarnia dźwigniowa) – odmiana prostej latarni morskiej. Latarnia taka była drewnianą konstrukcją przypominającą żuraw z podwieszonym żelaznym koszem, wypełnionym płonącym węglem lub smołą".
Paszport Bliza jest książeczką wydawaną w ramach współpracy trzech podmiotów (Towarzystwo Przyjaciół Narodowego Muzeum Morskiego, Stowarzyszenie Miłośników Latarń Morskich w Szczecinie oraz Latarnia Morska Gdańsk Nowy Port) i ma służyć głównie celom edukacyjnym (a konkretniej zmotywowaniu zainteresowanych do odwiedzania latarń na całym wybrzeżu). Ma on miejsca na pieczątki zdobywane w każdej z odwiedzanych latarń, ale pieczątek nie zdobywa się ot tak - po nic. Dzięki nim można zdobyć odznaki! Gdy odwiedzi się 5 latarń, otrzymuje się Brązową Odznakę miłośnika latarń morskich BLIZA. Gdy ma się już odznakę brązową i odwiedzi się wszystkie pozostałe polskie latarnie otrzymuje się odznakę srebrną (wraz z uprawnieniem do bezpłatnego wejścia na wszystkie latarnie w kraju), a gdy doda się do tego jeszcze potwierdzone odwiedzenie trzech latarń zagranicą - odznakę złotą! To oczywiście nasz cel na przyszłość!
Czy takich odznak przyznano już dużo? Przyznaje się je od 2006 roku - od tego czasu (do 1 stycznia 2018 r.) złotą odznakę otrzymało 347 osób, srebrną 2237, a brązową 4641. Żeby poczuć się bardziej wyjątkowo, można też na stronie organizatorów podejrzeć, ile osób otrzymało poszczególnie odznaki w 2017 roku - wydano: 69 odznak złotych, 347 srebrnych, 624 brązowych.
Odpowiedź na pytanie "czy chłopcy dadzą radę" pojawiła się od razu w trakcie odwiedzin pierwszej latarni w Świnoujściu. Jest to największa latarnia morska w Polsce, ma ponad 300 schodów, a chłopcy wdrapali się na nią z jednym tylko krótkim odpoczynkiem w okolicach dwusetnego schodka. Na szczycie z pełnymi uśmiechami przyglądali się widokom, gdy inni zwiedzający z wypiekami na twarzy, sapaniem i innymi oznakami zawału serca zastanawiali się głośno, w jaki sposób takie małe szkraby weszły tu bez problemu.
W trakcie wyjazdu odwiedziliśmy 8 latarń - wszystkie udostępnione do zwiedzania od zachodu (Świnoujście) aż do Czołpina (w Słowińskim Parku Narodowym). W każdej z nich schodząc staraliśmy się z Frankiem liczyć schody. Franek szczyci się tym, że umie liczyć do 360 (bo tyle stron miała książka, którą kiedyś razem kartkowaliśmy, strona po stronie, by "nauczyć się liczyć do jakiejś dużej liczby"), więc na wszystkich latarniach nie było problemu z policzeniem schodów. Choć... nasze obliczenia czasem nie zgadzały się z liczbą podawaną przez latarnika na dole, gdy pytaliśmy, czy dobrze policzyliśmy. Fakt - czasem myliły nam się nogi, czasem było dosyć wąsko, czasem ktoś idący z naprzeciwka nas rozpraszał. Przyjmujemy więc wersje oficjalne i razem przeszliśmy 1208 schodów, co w podziale na konkretne latarnie przedstawia się następująco:
- Świnoujście: 308 schodów (tu pomocne w liczeniu były znaczniki - co 20 schodów była namalowana liczba), 65 m. wysokości
- Niechorze: 210 schodów (45 m.)
- Gąski: 220 schodów (49,8 m.)
- Kołobrzeg: 109 schodów (26 m.)
- Darłówko: 76 schodów (22 m.)
- Jarosławiec: 122 schody (33 m.)
- Ustka: 68 schodów (19,5 m.)
- Czołpino: 85 schodów (25 m.)
W przypadku Czołpina Franek stwierdził, że nie można uznać, że to dobra liczba. Właściwie miał rację, bo dochodząc na wzgórze, na którym stoi latarnia trzeba wejść po bardzo wielu schodach. Policzyliśmy je również i wyszło 244 dodatkowe schody.
Oto formalnie potwierdzenie, że byliśmy na każdej z nich (potwierdzenia zawierające widoki "z dołu" i "z góry" pojawiały się w kolejnych wpisach):
W naszym paszporcie są jeszcze puste miejsca, które na pewno w przyszłości wypełnimy. Jest to tym bardziej pewne, że Ignacy wczoraj sprawił Kasi niemałą radość (i pewnie też wzruszenie), gdy sam z siebie wracając z plaży powiedział: "Mamo, to był bardzo dobry pomysł, żeby odwiedzać te wszystkie latarnie morskie!".
O latarniach możnaby napisać bardzo dużo. Każda z nich ma swoją specyfikę, historię i "parametry". Zainteresowanych odsyłam na latarnie.pl i na strony poszczególnych latarni. Może warto tylko dodać, że na każdą z nich wstęp jest płatny - bilet normalny zwykle kosztuje 8 zł, a ulgowy 5-6 zł (przy czym Franek czasem się łapał na bezpłatne wejście, a czasem nie). Wyjątkiem była latarnia w Czołpinie, gdzie bilet normalny kosztował 4 zł, a chłopcy weszli za darmo. Kasy znajdują się na dole, znów z dokładnością do Czołpina, w którym kasa niestandardowo znajduje się na górze. W ogóle latarnię w Czołpinie zgodnie uznaliśmy z Kasią za najlepszą - o powodach takiej oceny można przeczytać we wpisie z przedostatniego dnia wyprawy.
Podsumowując ten przydługi wpis: cel był, punkty nawigacyjne były, a więc urlop musiał być udany. I taki był.










Komentarze
Prześlij komentarz