Dzień 14 - Finałowy odcinek: Łeba i Słowiński Park Narodowy – odsłona pierwsza: Ruchome Wydmy

No to dotarliśmy do naszego ostatniego punktu programu. Stacjonujemy w Łebie na kampingu Łebskim. Dzisiaj ruszamy zobaczyć must-see Słowińskiego Parku Narodowego, czyli ruchome wydmy.



Trasa wydawała się niezbyt skomplikowana. Po prostu wyjechaliśmy rowerami z naszego kampingu i skierowaliśmy się czerwonym i zielonym szlakiem na miejscowość Rąbka. W trakcie całego dnia mieliśmy do pokonania około 20 km, większość na rowerach. Także, jak się wcześniej nie raz przekonaliśmy, dystans jak najbardziej dla nas wszystkich dostępny.

W Rąbce znajduje się wejście do Słowińskiego Parku Narodowego oraz oficjalne rozpoczęcie szlaku na ruchome wydmy. Tu też pożegnaliśmy się ze spalinowcami, którzy swoje pojazdy musieli zostawić na wielgachnym parkingu. Dalej można iść pieszo, jechać rowerem lub... meleksem. Mimo że cała trasa była prosta niczym alejka parkowa a przyroda dookoła wprost cudowna, to większość decydowała się na śmignięcie tych niecałych 6 km do wydm właśnie meleksem. Dziwne, ale to ich wybór. W 15 minut byli pod wydmami i jeszcze można było wrócić do Łeby na gofry;)

Ale trzeba przyznać, że osób na rowerach też było całkiem sporo. Nic dziwnego trasa była wprost idealna do pokonania na rowerze nawet przez osobę, która ostatnio na rowerze siedziała 10 lat temu lub ma 4 lata;) Jedynym utrudnieniem był duży ruch na drodze. Piesi mają oddzielną równoległą ścieżkę, ale rowerzyści i meleksy muszą się wspólnie jakoś pomieścić. Faktycznie meleksy mijały nas co kilka minut. Generalnie nie było źle. Normalnie jadący rowerzysta nie powinien odczuwać dużego dyskomfortu przy mijaniu go przez meleks. Ja tylko cały czas obawiałam się, czy Franek nie postanowi przetestować kolejnej swojej sztuczki w krytycznym momencie i czy nie znajdzie się przy tym niebezpiecznie blisko przejeżdżającego pojazdu. Na szczęście nic takiego się nie stało. Ustaliliśmy tajne hasło na przejeżdżający meleks i chłopcy wiedzieli, że mają wtedy przez kilka chwil zachować spokój.
Jedynie mam wątpliwość, jak ta droga wygląda w sezonie, kiedy jest znacznie więcej ludzi. Teraz to meleksy czekały na chętnych. Ale widzieliśmy też barierki oznaczone tabliczką "kolejka do meleksów" wyznaczające "ogonek" na przynajmniej kilkadziesiąt osób. Parkingi wypożyczalni rowerowej w Rąbce też pomieściłby dobrą setkę rowerów.

Na trasie odwiedziliśmy kilka ciekawych punktów.
W Rąbce oprócz całej infrastruktury parkowej, znajduję się również filia Muzeum Przyrodniczego, wieża widokowa przy jeziorze Łebsko oraz niewielka przystań statków wycieczkowych.





Akurat jak byliśmy na pomoście przystani, do wypłynięcia szykował się stateczek, który, jak się okazało, płynął równolegle do naszej trasy.
Chłopcy ustalili z kapitanem, że robimy wyścigi: on płynie jeziorem, my jedziemy lasem. Meta miała być za 3 km przy następnym pomoście. I wiecie co... WYGRALIŚMY! Statek podpłynął parę minut po naszym szalonym biegu na pomost. Po wyścigu urządziliśmy sobie mały odpoczynek.


W pewnym momencie mijający nas mężczyzna zwrócił naszą uwagę pytaniem: "czy wiecie, że za wami stoi łania jelenia?" Taaaaa, jasne i żubr z łosiem i pewnie umówili się na plotki ;) Ale jednak postanowiliśmy jednak sprawdzić, czy a nuż ten pan nie robi sobie z nas żartów. I faktycznie dosłownie 20 m od nas, w lesie stała łania i w najlepsze wcinała sobie trawę. Zdawała się zupełnie nie zwracać uwagi na nasze towarzystwo i pozwoliła nam nawet robić sobie z nią zdjęcia z niespotykanej jak na dzikie zwierzę odległości.

W tym samym miejscu znajdowały się również pozostałości wyrzutni rakiet i małe militarne muzeum. Mieliśmy odwiedzić je w drodze powrotnej, ale w końcu sobie darowaliśmy.
Przed nami ostatni 2 km odcinek pod same wydmy. Tutaj musieliśmy już pozostawić rowery. Pierwszy raz w życiu widziałam też płatny parking rowerowy (5zł/os). Nie za bardzo jestem w stanie sobie wyobrazić, w czym ten płatny (i strzeżony) miałby się różnić od znajdującego się metr dalej bezpłatnego i niestrzeżonego. Pani dozorująca parking siedziała w budce i bez przerwy przyjmowała opłaty to za rowery, to sprzedawała bilety na meleksy. Myślę, że ze względu na dużą liczbę osób kręcącą się dookoła, przecięcie linki byłoby tak samo trudne dla amatora i banalne dla "profesjonalisty" na obydwu tych parkingach.

Dalej ruszyliśmy już pieszo po piasku. Po krótkim, ale stromym podejściu, naszym oczom ukazała się największa wydma, Góra Łącka. Pierwsze skojarzenie? "O to wygląda zupełnie jak stok narciarski tylko w nieco innym odcieniu" ;)



Długo się zastanawiałam, co napisać o tym miejscu. Doszłam do wniosku, że niestety ani słowa ani nawet zdjęcia nie są w stanie oddać jego uroku. Wybierzcie się tam kiedyś sami - naprawdę jest niesamowicie. Chciałabym kiedyś zobaczyć to miejsce z dala od sezonu turystycznego, kiedy to na całej górze byłabym niemal sama.









Wydma porusza się z prędkością kilkunastu metrów na rok. Tutaj widać, jak zasypuje las olchowy.



Drogę powrotną śmignęliśmy prawie bez przystanków, gnani wizją obiadu w karczmie w Rąbce. Góra Łącka jest chyba jedyną znaną mi górą, z której można tak po prostu zbiec, nie zważając na kamienie czy wystające korzenie;) Najwyżej można zaliczyć fikołka w piasku.
Szalony bieg z góry.

To był super dzień, niezapomniany. Jutro znowu będziemy w Słowińskim Parku Narodowym, ale nieco od innej strony - chcemy zobaczyć ostatnią na naszym szlaku latarnię morską.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień 15 Finałowy odcinek: Łeba i Słowiński Park Narodowy, odsłona druga i ostatnia: Latarnia w Czołpino